Idealna pogoda sprzyjała integracji inżynierów i ich przyjaciół w malowniczym otoczeniu jezior i lasów Pojezierza Augustowskiego. 7 września odbył się Piknik Inżynierski.
Piknik Podlaskiej Okręgowej Izby Inżynierów Budownictwa na długo pozostanie w pamięci uczestników. Wybaczcie, że w tytule artykułu, nieco zmieniłyśmy słowa znanego szlagiera, implementując go na potrzeby tej relacji, ale zapewne przyznacie rację, że niemało kawałków napisano, zagrano i wytańczono, inspirując się tymi pięknymi terenami, jeziorami i dziewiczymi puszczami, które mieli okazję eksplorować w końcówce tegorocznego lata uczestnicy Pikniku. Zieleń i woda – niewiele jest rzeczy bardziej relaksujących zmysły. Do tego „tataraków szum”… A relaks po wymagającej pracy to przecież jeden z głównych celów takich spotkań…oczywiście plus integracja oraz odpowiednia dawka wiedzy inżynierskiej. Czy tak było? Popatrzmy, poczytajmy…
Piknik rozpoczął się od trzygodzinnego rejsu statkiem, który wyruszył z Portu w Augustowie. Trasa, znana jako „Papieska”, prowadziła przez piękne akweny: rzekę Nettę, Jezioro Necko, rzekę Klonowicę, Jezioro Białe oraz śluzę w Przewięzi, aż do Jeziora Studzieniczne. To właśnie tę trasę w 1999 r. pokonał Papież Jan Paweł II, co nadaje jej szczególnego znaczenia.
Na pokładzie panowała radosna atmosfera. Inżynierowie w pełni wykorzystali tę okazję do rozmów, wymiany doświadczeń oraz nawiązywania nowych znajomości. A w międzyczasie mogli wysłuchać informacji na temat Kanału Augustowskiego i jego budowli. Przewodnik – kapitan statku podzielił się cenną wiedzą na temat historii budowy Kanału, który powstał w XIX w. i łączy Niemen z Wisłą.
Przypomnijmy, że prace nad jego projektem rozpoczął Ignacy Prądzyński w 1823 r., a budowa ruszyła już rok później. Aby wyrównać różnice poziomów wód uregulowano 35 km koryt Netty i Czarnej Hańczy, wykonano ponad 40 km przekopów i wybudowano 18 śluz oraz 23 jazy. Było to kluczowe przedsięwzięcie, które znacząco wpłynęło na rozwój regionu. Obecnie Kanał Augustowski z zespołem budowli i urządzeń, jest wpisany do rejestru zabytków nieruchomych oraz uznany za pomnik historii. Długość Kanału to 101 km, w tym 82 km w granicach Polski i na tej drodze wodnej spotkać możemy 18 śluz – budowli i urządzeń wzniesionych przy udziale inżynierów. Jeśli zaś ktoś chciałby szerzej poznać temat, to historię Kanału opisywaliśmy „Biuletynach Informacyjnych”:
Remont obiektów hydrotechnicznych Kanału Augustowskiego – część I
str. 9-12
Remont obiektów hydrotechnicznych Kanału Augustowskiego – część II
str. 16-18
Remont obiektów hydrotechnicznych Kanału Augustowskiego – część III
str. 14-15
Kapitan podawał także szczegółowe informacje na temat długości, szerokości i głębokości przepływanych akwenów oraz położonych na ich brzegach obiektów.
Nasz szlak wiódł przez śluzę w Przewięzi, która umożliwia „przenoszenie” statków między różnymi poziomami wód. Uczestnicy mogli zatem zobaczyć, jak działa ten proces, a przewodnik dokładnie wyjaśnił zasady funkcjonowania śluz, co wzbogaciło naszą wiedzę o temat inżynierii hydrotechnicznej. Tym informacjom i widokom towarzyszył odpowiednio dobrany podkład muzyczny.
Następnie statek podpłynął do miejscowości Studzieniczna, gdzie znajduje się Sanktuarium Matki Bożej Studzienicznej. Mimo, iż uczestnicy nie mieli okazji zejść tu na ląd, to i tak odczuwalna była kojąca atmosfera, jaka tu panuje, sprzyjając zadumie, refleksji i modlitwie. Przez ścianę szuwarów i przybrzeżnych traw widać było pomnik Jana Pawła II, który przybył tu w 1999 r. oraz kaplicę Matki Bożej na wyspie, w której znajdują się relikwie św. Jana Pawła II.
I tu kolejna dawka historii. Sanktuarium mieści się na wyspie, obecnie połączonej groblą z lądem. Początki kultu maryjnego w tym miejscu wiążą się z klasztorem kamedułów na Wigrach, który od 1715 r. był właścicielem tych ziem. Z XVIII w. pochodzi także słynący z łask obraz Matki Bożej Studzienicznej, znajdujący się w kaplicy.
Historia sanktuarium zaczyna się od pewnego pustelnika, prawdopodobnie mnicha z klasztoru, którego imienia nikt nie zna. Zbudował on na wyspie chatkę i służył radą oraz modlitwą okolicznym mieszkańcom. Już wówczas na wyspie znajdował się wspomniany obraz Matki Bożej i odbywały nabożeństwa maryjne. Ok. 1728 r. pustelnik opuścił wyspę, jednak miejsce uznane za święte i cudowny obraz nadal przyciągały ludzi z otaczającej puszczy i nie tylko.
Na prośbę przeora kamedułów, o. Cypriana, w 1740 roku komisja powołana przez biskupa wileńskiego zbadała przyczyny tej pobożności, opiniując je pozytywnie. A przed rokiem 1770 na wyspie osiadł na stałe drugi pustelnik, znany już z imienia i nazwiska, Wincenty Morawski. Pochodził z Wilna i wcześniej służył ojczyźnie jako żołnierz w stopniu pułkownika. Podjął się on kontynuacji misji pierwszego pustelnika, o którym pamiętali okoliczni mieszkańcy. Dzięki swojej służbie i oddaniu ludziom zyskał uznanie pielgrzymów, których leczył ziołami. Sam siebie nazywał zaś „bratem pustelnikiem”.
W 1770 r. z ofiar składanych przez pielgrzymów energiczny brat Wincenty zbudował na wyspie kaplicę z drewna, krytą słomą, po czym udał się pieszo do Rzymu, gdzie u papieża Piusa VI wyprosił cztery odpusty temu miejscu, przyznając konkretne łaski przybywającym tutaj w dzień Zesłania Ducha Świętego, św. Anny, św. Jana Nepomucena i św. Tekli. Z Rzymu przyniósł ze sobą trzy obrazy wymienionych świętych, z których dwa zachowały się do dziś i znajdują się w pobliskim kościele parafialnym (św. Jan Nepomucen i św. Tekla). Wybór tych świętych patronów dla Studzienicznej nie był przypadkowy. Na przykład, św. Tekla to patronka pustelników, a św. Jan Nepomucen to patron szczerej spowiedzi i dobrej sławy. Strzegł on mostu łączącego niegdyś wyspę z lądem i chronił przed powodzią. Do dziś na skraju wyspy stoi XIX-wieczna figurka tego świętego.
Obecna kaplica, zbudowana w 1872 r. w stylu neoklasycznym na planie ośmiokąta jest osadzona na 64 dębowych palach wbitych w ziemię. Obok kaplicy znajduje się studzienka, od której wzięła nazwę miejscowość Studzieniczna, a także pobliskie jezioro. Jak głosi, znajdująca się przy studni tabliczka, woda z niej ma właściwości uzdrawiające, zwłaszcza w przypadku chorób oczu i skóry. Przy alejce wiodącej z kaplicy do kościoła rośnie stary 500-letni dąb, pamiętający obu pustelników, żywy pomnik i świadek tamtych wydarzeń. Warto to miejsce odwiedzić chociażby po to, by odczuć magię panującego tam niemal mistycznego spokoju…
Kilkuminutowy przystanek kapitan kończy słynną „Barką”, którą śpiewają niemal wszyscy obecni na statku.
Cóż, ostatni rzut oka na Studzieniczną i po kilku minutach, przepływając po raz wtóry przez śluzy, ok. godz. 16 statek zacumował w Marina Borki, gdzie na uczestników pikniku czekały bardziej ziemskie doznania, czyli poczęstunek, DJ oraz tańce pod chmurką. Impreza trwała do godz. 21:00, a atmosfera była pełna radości i luzu. Uczestnicy korzystali z doskonałej pogody końcówki lata, uzupełniając utracone podczas wyprawy kalorie potrawami z grilla, kartaczami, przekąskami i napojami niekoniecznie gazowanymi (uśmiech), wspólnie bawiąc się przy dźwiękach muzyki, urozmaicanej co jakiś czas przez DJ popularnymi piosenkami przy akompaniamencie akordeonu. Inżynierowie wykazali się nie tylko wiedzą i umiejętnościami technicznymi, ale także wokalnymi oraz choreograficznymi. Była to doskonała okazja, by zacieśnić relacje i celebrować udany dzień w gronie przyjaciół oraz kolegów po fachu, poznając przy okazji piękno naszej ojczyzny.
Piknik okazał się wspaniałym wydarzeniem, które połączyło pasję do inżynierii z miłością do natury i historii. Uczestnicy wrócili do domów z nowymi znajomościami, cenną wiedzą i niezapomnianymi wspomnieniami. To wydarzenie udowodniło, że inżynierowie w nawale pracy potrafią znaleźć czas na relaks, a wspólne chwile w tak pięknym otoczeniu są bezcenne.
A skoro zaczęliśmy tę podróż słowami piosenki to i zakończmy w ten sposób. Szczepanikiem:
„Dzień gaśnie w szarej mgle
Wiatr strąca krople z drzew
Sznur kormoranów w locie splątał się
Pożegnał ciepły dzień (…)
Mgły tylko ściga wśród sitowia wiatr
Już wracać czas”.
Zapraszamy do obejrzenia galerii zdjęć.
Monika Urban-Szmelcer i Krystyna Lipińska
Zdjęcia: Krystyna Lipińska, Krzysztof Ciuńczyk i Wojciech Sidorowicz