Rafał Jarmoszko – inżynier poszukujący szczątków żołnierzy

Jestem Rafał Jarmoszko. Dzień dobry. Zawodowo inżynier budownictwa – sanitarnik. A gdy zdejmuję kask, sadzę las albo zajmuję się poszukiwaniem szczątków żołnierzy.

Zawsze lubiłem słuchać opowiadań mego dziadka o czasach wojny. O tym, jak musieli uciekać przed ostrzałem. Jak stacjonował pułk niemiecki w Ostrówku. Jak dokonano pogromu Żydów w Suchowoli. Zawsze powtarzał mi, że wojna to samo zło. Dlatego, pisząc wnioski ekshumacyjne, nie myślę, kogo poszukuję. Ważne, że znajdę człowieka.

Zacznę od formalnego przedstawienia się (uśmiech). Urodziłem się 19 listopada 1978 r. w Dąbrowie Białostockiej. Rodzice: Halina – magister farmacji, Jan – technik instalacji sanitarnych z uprawnieniami budowlanymi w zakresie sieci, instalacji i urządzeń wodociągowych i kanalizacyjnych do projektowania i kierowania robotami budowlanymi. W 2010 r. ożeniłem się – żona Urszula, a dziesięć lat temu urodziła się nam córka – Rozalka.

Zapamiętałem, że mój dom rodzinny zawsze był przesiąknięty amoniakiem (wynikało to z utrwalania papieru światłoczułego – dawne ksero), wszędzie były porozkładane kalki i pamiętam ojca, kreślącego przy biurku jakieś projekty. Siadałem przy nim i naśladowałem go. Czas upływał, a ja wcale nie brałem pod uwagę przejęcia po nim „pałeczki”. Zaraz po rozpoczęciu przeze mnie studiów na Politechnice Białostockiej, ojciec ciężko zachorował. Z tego powodu w 2000 r. musiałem wrócić do domu i kontynuować naukę w trybie zaocznym. Tak zaczęła się moja praca w biurze projektowym ojca. Początkowo zająłem stanowisko asystenta kierownika budowy. Prowadziliśmy budowy sieci wodociągowych i podłączeń domowych wodociągowych i kanalizacyjnych, modernizacje kotłowni, budowy instalacji wewnętrznych: wodociągowych, kanalizacyjnych, ciepłej wody użytkowej, centralnego ogrzewania. Później byłem asystentem projektanta. Projektowałem uzbrojenia liniowe (sieci wodociągowych, sieci kanalizacji sanitarnej). W 2002 r. otworzyłem własne biuro projektów, a w 2006 r. uzyskałem uprawnienia.

Dlaczego zostałem inżynierem? Sądzę, że pozostanie w branży sanitarnej było takim swoistym pokoleniowym przejściem. Kiedy całe życie jesteś „wplątany” w dane środowisko, to w pewnym momencie uważasz je za naturalne. Jednak…

W 2015 r. stwierdziłem, iż chcę zmian zawodowych. Zapragnąłem poznać procesy budowlane z drugiej strony – tej administracyjnej. W związku z powyższym, złożyłem podanie do Urzędu Gminy Nowy Dwór na stanowisko inspektora ds. inwestycji, zamówień publicznych i gospodarki przestrzennej. Zostałem przyjęty. Po objęciu fotela zacząłem pisać wnioski o dofinansowanie inwestycji najpotrzebniejszych, czyli upominałem się o wszystko (uśmiech). O przebudowę dróg, o remont placu zabaw, o doposażenie stołówki w szkole podstawowej. Zacząłem też pisać prośby do Ministerstwa Kultury o dofinansowanie działań w temacie opieki nad miejscami pamięci i trwałymi upamiętnieniami w kraju. W związku z możliwością otrzymania pieniędzy, przystąpiłem do szczegółowego weryfikowania danych o poległych i pochowanych żołnierzach Wojska Polskiego z 1920 r. na cmentarzu rzymskokatolickim w Nowym Dworze. Jak się okazało, niespełna sto lat dokonało niesamowitych zmian w zakresie danych o żołnierzach. Na przykład: mogiła Marczak – karta pochówku Barczak… i tak samo innych dwunastu poległych żołnierzy było nie tymi osobami, których nazwiska widniały na płytach pomnika. W trakcie sprawdzania danych poznawałem coraz więcej osób, które na moje pytania próbowało odpowiedzieć. I tak poznałem wspaniałych ludzi w Podlaskim Urzędzie Wojewódzkim, w Instytucie Pamięci Narodowej Warszawa i Białystok oraz w PCK.

Moja prawdziwa „przygoda” z poszukiwaniami zaczęła się od wizyty w Archiwum Archidiecezjalnym w Białymstoku, gdzie – dzięki uprzejmości ks. Krahla – pozwolono mi przejrzeć księgi pochówkowe w Nowym Dworze z 1920 r. Zdziwienie przeogromne. Nie dwunastu żołnierzy było pochowanych na cmentarzu, lecz 13. Super, bo znałem już wszystkie nazwiska, musiałem je jeszcze sprawdzić w katalogach wojskowych. Z pomocą przyszła Wielkopolska Biblioteka Cyfrowa i pozycja „Lista strat Wojska Polskiego 1918-1920”. Było w niej ma ponad 47 tys. nazwisk, które musiałem wyszukać i przypisać do pułku, daty i przybliżonej śmierci – czekała mnie mozolna praca. Ale się udało i w roku 2018 dokonaliśmy ekshumacji żołnierza poległego w Bitwie Niemeńskiej w 1920 r. Złożyliśmy jego szczątki obok pozostałych dwunastu żołnierzy. Od tego momentu, informacje o pochowanych i zapomnianych żołnierzach zaczęli mi zgłaszać mieszkańcy okolicznych miejscowości. Niezidentyfikowanych mogił przy drogach, w lasach i na nieużytkach jest jeszcze sporo.

Mogę przytoczyć jeszcze jedną historię; historia żołnierzy niemieckich w miejscowości Chworościany. Wszystko zaczęło się od zaproszenia mnie przez jedną z mieszkanek z przedmiotowej wsi. Był rok 2018. Starsza pani opowiadała: „Oni byli niewinni, oni byli mocno ranni, bo tu był szpital, szpital wojskowy (…), jak przyszli Rosjanie, to ich wszystkich zastrzelili. Potem ich pochowali za wsią, tam rosła taka ogromna grusza, ich tam zakopali (…). Oni byli niewinni. Wie pan, tam jest teraz żwirownia, sąsiedzi wożą żwir, a ja wiem, że oni tam byli pochowani. Zabierze ich pan na cmentarz. Ja byłam mała, ale pamiętam”.

Napisałem wniosek do Wojewody Podlaskiego i do IPN, procedury trwały do 2023 r. i w październiku 2023 roku, dokonano rekonesansu żwirowni w celu potwierdzenia zeznań. Gruszy nie było, pozostał ogromny pień po ściętym drzewie.

Kolejny przypadek. Nie będę pisał o historii śmierci żołnierzy radzieckich, lecz o poszanowaniu człowieka. Opiszę dwie ekshumacje z 2019 r. żołnierzy radzieckich. O lokalizacji mogiły dowiedziałem się od zaprzyjaźnionego mieszkańca gminy Nowy Dwór, który znał ich historię i każdego roku stawiał im na grobie krzyż, taki zwykły, drewniany. Pamiętał, gdzie byli pochowani, a poza nim, nikt nie poczuwał się do opieki nad mogiłami. „Poszedł” standardowy druk o wskazaniu miejsca pochówku do Wojewody, IPN, zarządcy cmentarza. IPN wszczął postępowanie, zawiadomił ambasady (Federacja Rosyjska oraz Republika Białoruska) oraz pozostałe jednostki. 24 maja 2019 r. rozpoczęliśmy ekshumację żołnierzy radzieckich w miejscowości Koniuszki, gmina Nowy Dwór. Na miejsce przyjechali archeolodzy i antropolodzy z Federacji Rosyjskiej i z Republiki Białoruskiej. Procedura ekshumacyjna nie polegała na złożeniu szczątków do trumny, lecz każda kość, każdy paliczek był skrupulatnie układany na macie, a następnie – po skompletowaniu – przeniesiony do trumny. Tego samego dnia po południu odbyła się ceremonia pochówku, na którą zjawili się żołnierze Federacji Rosyjskiej oraz Republiki Białoruskiej. I chociaż przy szczątkach nie znaleziono nieśmiertelników ani dokumentów potwierdzających wiarygodność zeznań (fakt, że zostały szczątki spodni wojskowych oraz paski żołnierzy bolszewickich) pochowano ich z pełnymi honorami.

Podczas prac ekshumacyjnych, poszukiwawczych słyszę pytania typu: po co? Pewnie część z Czytelników też już czeka na tę odpowiedź. Nie zastanawiam się, nie próbuję ważyć, czy to jest dobre. Uważam, że każdemu należy się kawałek ziemi na cmentarzu. A po co? Kiedyś z kolegą Piotrem Kędziorą-Babińskim z IPN-u stwierdziliśmy, że robimy to po to, aby nasi żołnierze byli tak samo traktowani za granicą. Nie oceniam.

opracowała Barbara Klem

zdjęcia z archiwum Rafała Jarmoszko

Udostępnij :

Facebook
Twitter
LinkedIn
Pinterest
Szukaj
Najchętniej czytane
Kategorie
Archiwum
Archiwa
Subskrybuj!
Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco!
Skip to content